U progu lata po raz pierwszy przyglądaliśmy się bogato dekorowanej karcie zdigitalizowanego w naszej pracowni rękopisu o sygnaturze AOff 133 (Acta Officialia, t. 133) z Archiwum Kurii Metropolitalnej w Krakowie. Już wtedy zapowiedziałam, że próba interpretacji kompozycji słowno-obrazowej otwierającej opasły, oprawny w skórę tom będzie również pretekstem do zanurzenia się w świecie staropolskich wyobrażeń. Jak się za chwilę okaże, nie bez przyczyny sięgam tu po czasownik „zanurzać się” (poza tym pal licho pretensjonalność, gdy termometry pokazują ponad 30 stopni Celsjusza i „zanurzenie się” wydaje się znakomitym pomysłem na popołudnie!). Przedstawienie umieszczone w centralnej części karty zidentyfikowaliśmy ostatnio jako herb Hołobok, którym pieczętował się oficjał krakowski, biskup Wojciech (Albert) Lipnicki. Jak ustaliliśmy, herb pozostaje tu symbolicznym ekwiwalentem posługującego się nim hierarchy i to właśnie do Lipnickiego należy odnosić „zakodowane” na karcie treści. Znamy również tożsamość domniemanego autora całego programu dekoracyjnego karty – Jana Garnuchowskiego. Należał on do grona zdolnych uczonych, których kariery biskup wsparł. Można zatem zaryzykować stwierdzenie, że klucz do interpretacji trzymamy już w garści. Dziś zatem zajmiemy się warstwą tekstową omawianej kompozycji, otwierając również temat zachodzących tu zależności między słowem pisanym a sferą wizualną.
Cały świat księgą – kilka słów o emblematyce i wierszach na herby
Na początku trzeba zauważyć, że już sam układ kompozycyjny polegający na zestawieniu plastycznego wyobrażenia herbu z krótkim wierszowanym utworem, z ogromną dozą prawdopodobieństwa pozwala nam przypuszczać, że mamy tu do czynienia ze stemmatem. Należy zdecydowanie podkreślić, że terminem tym określa się nie sam wiersz, ale całą kompozycję złożoną z dwóch elementów: wizerunku herbu oraz krótkiego utworu poetyckiego, którego treść wyraźnie nawiązuje do znaku herbowego. Wspomniany gatunek zaczął rozwijać się jeszcze w pierwszej połowie XVI wieku. Wiersze na herby z czasem stały się nieodzownym elementem niemal każdej książki drukowanej. W XVII wieku autorzy ozdabiali swe dzieła stemmatami poświęconymi herbom swoich protektorów, osób, które darzyli podziwem lub – częściej – na których względy i poparcie liczyli w przyszłości, dedykując im pracę o dowolnej tematyce lub poświęcając cały drukowany panegiryk. Omawiany gatunek ma bez wątpienia charakter panegiryczny (choć zdarzały się i ironiczno-satyryczne utwory utrzymane w tej konwencji), a jego rozwój wiąże się ściśle z jednej strony z ogromną rolą heraldyki i genealogii w ówczesnej kulturze i życiu społecznym, z drugiej zaś z popularnością emblematyki. O ile o tym pierwszym zjawisku pisałam w poprzednim artykule, o tyle to drugie zasługuje dziś na naszą uwagę.
Sztuka łączenia obrazów i rzeźb z objaśniającymi je napisami ma swoje korzenie jeszcze w starożytności, podobnie jak sposób rozumienia świata, w którym natura traktowana jest jako żywa księga alegorii. Zwierzęta, rośliny, ciała niebieskie, wszystko to było postrzegane jako odzwierciedlające na różne sposoby prawdy wyższe – dla neoplatoników odwieczne idee, a dla chrześcijan prawdy teologiczne i moralne. Można powiedzieć, że ci ostatni odbierali cały świat stworzony jako zakodowany list od Boga. Ten sposób myślenia odgrywał istotną rolę w kulturze przez całe średniowiecze. Dopiero jednak w epoce renesansu rozwinął się emblemat jako gatunek literacki (czy też właściwie literacko-plastyczny), w którym alegoryczne myślenie o świecie wyrażano za pomocą połączenia wizerunku z tekstem. Na emblemat w jego „dojrzałej” odsłonie składały się trzy elementy: krótkie motto (inaczej lemma) znajdujące się nad ryciną ze stosownym wyobrażeniem oraz usytuowany poniżej ryciny epigramat objaśniający sens pozostałych składowych i relacje między nimi. Stemmat jest zatem gatunkiem spokrewnionym z emblematami, choć w swej strukturze skromniejszym, bo dwuczłonowym. Heraldyka w epoce nowożytnej została zreinterpretowana w duchu alegorycznym (choć trzeba pamiętać, że w sensie czysto formalnym – łączenia herbu z tekstem – już w średniowieczu funkcjonowały towarzyszące znakom herbowym krótkie dewizy).
W górę rzeki – o zwyczajach łososi i cnotach biskupich
Czy skojarzenie ze stemmatami okaże się słuszne w wypadku interesującego nas dziełka? Za sprawą konceptu zastosowanego w wierszu umieszczonym tu pod herbem Hołobok pozostaniemy wśród pluskających się łososi – w chłodnych odmętach morza i wartkim nurcie rzeki. Wczytajmy się zatem w polski przekład tego króciutkiego utworu (dziękuję za pomoc Autorowi zaprezentowanego niżej tłumaczenia – dr hab. Marcinowi Starzyńskiemu, prof. UJ):
Jeśli chcesz poznać gatunek pokrytej łuską ryby,
<to> łosoś rodzi się w morzu i żyje w głębokich wodach.
A gdy poczuje fale rzeki,
nie potrafi znaleźć drogi do własnej siedziby [czyli do morza — M.S.].
Trzyma wtedy otwarte usta zwrócone ku niebu,
mianowicie, jakby mogła mieć z góry plaster miodu.
O sławna rybo nie zamierzająca nigdy zginąć,
niech niebo zsyła ci miód i ambrozję.
Heraldyczny łosoś Lipnickiego występuje tu w roli nośnika kolejnych znaczeń. Autor, budując obraz literacki, odwołał się do natury. Łososie rzeczywiście od niepamiętnych czasów zadziwiają ludzi tym, że gdy osiągną stosowną dojrzałość, opuszczają morskie wody i wiedzione instynktem płyną wytrwale w górę rzeki, aby tam odbyć tarło, złożyć ikrę i zazwyczaj zginąć, dając życie kolejnemu pokoleniu rybek (dla dociekliwych – „dzieciństwo” i „wiek młodzieńczy” spędzą one w słodkich wodach, a następnie odbędą migrację do morza, by po pewnym czasie powtórzyć cykl). Garnuchowski dodał rzecz jasna element pozwalający alegorycznie powiązać szlachetne stworzenie z bohaterem, któremu w istocie poświęcił swój utwór. Łosoś został przedstawiony jako ryba, która w chwilach zagubienia doskonale wie, gdzie szukać pomocy. Bez wahania spogląda w niebo, otwierając pyszczek, jakby świadoma, że z góry może się spodziewać najlepszych specjałów, które pomogą jej odzyskać siły utracone podczas wyczerpujących zmagań z nurtem rzeki. Czyż mądrość i świadomość, że wytrwale zmierzając do celu, należy upatrywać pomocy i łask z Niebios (owej ambrozji), to nie są cnoty godne biskupa i oficjała? Przyjrzyjmy się jeszcze raz uważniej rysunkowi herbu. Już w poprzednim wpisie wspominałam, że moją uwagę przykuwają niepokojąco ludzkie oczy heraldycznej ryby (właściwie jej połowy, co z dzisiejszej perspektywy czyni rzecz całą i nieco zabawniejszą, i ciut bardziej upiorną) oraz fakt, że nawiązuje ona kontakt wzrokowy z podtrzymującymi insygnia biskupie aniołami przedstawionymi nad tarczą. Można zatem stwierdzić, że rysunek unaocznia i syntetyzuje pewne treści, a w umieszczonym poniżej tekście zostały one ukonkretnione i zdynamizowane poprzez ubranie ich w przemawiającą do wyobraźni, poetycką narrację.
O żwawym koniku – zaglądamy do Reja
Aby jeszcze lepiej zaprezentować, w jaki sposób działała relacja słowo-obraz w wierszach na herby, za Januszem Pelcem, znawcą tej problematyki, sięgniemy do twórczości Mikołaja Reja. W jego słynnym Źwierzyńcu znajduje się cykl zilustrowanych wyobrażeniami herbów epigramatów poświęconych sławnym postaciom i rodzinom Rzeczypospolitej. Pod herbem Starykoń Stanisława Szafrańca znalazł się taki oto wiersz:
„Ten źrzobek jako widzisz stada domowego,
Choć nie bywał na paszach kraju postronnego,
Ale sobie sam sprawił twardy munsztuk cnoty.
Chociaż nie noremberskiej, secemskiej roboty,
Na którym swój zacny stan pięknie załamuje,
A nie trzeba mu ostrog, bo się sam sprawuje.
I tarłby na niedźwiedzia, gdyby k temu przyszło,
Chociaż o tym nie mówi, jako drudzy, pyszno”.
Oddajmy na chwilę głos Pelcowi, który interpretuje ten krótki utwór następująco: „Znak heraldyczny wyjaśnia tu i plastycznie przedstawia odbiorcy cechy postaci. Tekst wiersza związanego z herbem ożywia natomiast bardziej statyczny „wizerunek malowany”. Rycina ukazuje dziarskiego „źrzobka”, który nie ulęknie się przeciwności. Tekst ową potencjalną odwagę „źrzobka” konkretyzuje, ukazuje sytuacje, w których prawdopodobnie zachowałby się tak, a nie inaczej […]” (J. Pelc, Obraz – słowo – znak. Studium o emblematach w literaturze staropolskiej, Ossolineum 1973, s. 63). Jak widać, już we wczesnych wierszach na herby (dzieło Reja ukazało się po raz pierwszy w latach sześćdziesiątych XVI wieku) miał zastosowanie ten sam schemat interpretacyjny, co wierszu stworzonym przez naszego „scriptora” Garnuchowskiego.
Nic w pośpiechu – katalogu cnót ciąg dalszy
Jak już zostało wspomniane, wiersze na herby znane są przede wszystkim z książek drukowanych. Zazwyczaj występowały w nich na odwrocie strony tytułowej w wersji sauté – wyobrażenie herbu i epigramat (na towarzyszących artykułowi ilustracjach można obejrzeć dwa stemmaty na herb biskupa Lipnickiego wydrukowane w dedykowanych mu utworach). Zdarzały się oczywiście stemmaty wpisywane w bogatsze kompozycje, ale było to rozwiązanie drogie, choćby ze względu na koszt pracy rytownika. Garnuchowski, tworząc rysunek piórem, nie musiał się poddawać żadnym ograniczeniom, stąd dekoracyjno-panegiryczną kompozycję jego autorstwa cechuje niemałe bogactwo treści. Przyjrzyjmy się jeszcze kilku krótkim napisom umieszczonym na karcie. W wieńcach laurowych u szczytów obelisków znajdują się słowa „Pietate” i „Vigilantia”, a zatem pobożność i uważność/czujność. Jeden z kluczy wyobrażonych na postumentach wedle towarzyszącego mu napisu – nie do końca czytelnego – ma służyć do otwierania mądrze i adekwatnie (słowo przed „satis ac sapienter” doczekało się różnych interpretacji – być może jest to po prostu kolejny przysłówek: „clare”), drugi zaś klucz ma być przydatny do odkrywania wszystkiego „cokolwiek posiada Justynian”. Intuicja – nie wiem, czy słusznie – podpowiada mi, że należy w tym widzieć odwołania do prawa kanonicznego i rzymskiego. Pamiętajmy, że biskup Lipnicki jako prawnik i oficjał sprawował przecież funkcję sędziego. Znakomicie wpisuje się to w odkrytą do tej pory wymowę całości. Kiedy dodamy do dewizę pod balustradą łączącą postumenty z przedstawieniami kluczy, brzmiącą: „Nihil praepropere” – nic pospiesznie, otrzymamy spójny obraz doskonałego sędziego i duchownego: pobożnego, czujnego, mądrego, cierpliwie szukającego mądrości w natchnieniach z Niebios.
Jesteśmy już chyba blisko odkrycia całego zamysłu autora kompozycji. W kolejnej odsłonie tego cyklu zajmiemy się m.in. motywem węży w jego aspektach symbolicznym i plastycznym. Jak jednak wiadomo – nihil praepropere… ????
Emilia Karpacz